poniedziałek, 15 lipca 2013

Najbardziej zmarnowane największe talenty hip-hopu vol.2


Druga część zestawienia największych zmarnowanych talentów. Bohaterem tej części będzie gość prosto z Brooklynu, NY. Na odratowanie jego kariery, która powinna zajść dużo dalej niż zaszła jest już za późno, gdyż raper ten ma już 35 lat. Przybliżę wam teraz jego postać.


Saigon


Wielu ludzi może się nie zgodzić z uplasowaniem Saigona wśród zmarnowanych talentów. Wiadomo, koleś wydał 2 albumy, bity trzaska ma Just Blaze, nagrywał z Jay'em-Z. Moim zdaniem Sai powinien być jednak w zdecydowanie lepszej pozycji niż jest teraz.
35 letni obecnie rapper z Brooklynu zajął się rapem po wyjściu z więzienia w 2000 roku. Do paki Saigon trafił za branie udziału w strzelaninie w jednym Brooklyńskich barów. Na wolności od razu zabrał się do roboty, co zaowocowało pojedyńczymi singlami, jak "Say Yes", "Do You Know" i wreszcie pierwszym mikstejpem "Da Yard Father" w 2003 roku. Rok później Brian podpisał swój pierwszy kontrakt nagraniowy z wytwórnią Atlantic Records. Wtedy na poważnie zaczęła się jego dłuuuga i trudna przygoda z przemysłem muzycznym. Podpisanie kontraktu z tą wytwórnią jednak tak naprawdę zakończyło mainstreamową karierę tego świetnego rapera zanim ona się zaczęła.  Saigon szybko zweryfikował plany Atlantic Rec, co do jego osoby. Z początku podekscytowany współpracą z tak dużą wytwórnią został szybko sprowadzony na ziemię. Jego szefowie żądali od niego całkowitego dopasowania się do planu albumu przez nich napisanego. Saigon miał nagrywać radiowe kawałki z Pretty Ricky, czyli po prostu zatracić swój styl i stać się kolejną marionetką przemysłu muzycznego. Gdyby raper przystał na to wszystko zapewne dużo więcej osób by o nim słyszało i nie pisałbym o nim w kategorii najbardziej zmarnowanych talentów. On nie chciałbyć jednak kolejnym cukierkowym raperem i zatrudnił prawnika, który pomógłby mu w rozwiązaniu kontraktu z wytwórnią. Nie wiedział wówczas, jak długo będzie procesował się z wielką korporacją i jakie konsekwencje to przyniesie. Saigon zarzucał im dbanie jedynie o kasę, nie o muzykę. W tych czasach raper nie nawijający o trzepaniu hajsem, a nawet gardzący tym nigdy nie zaistnieję. Saigon spóźnił się o dobre 10 lat.
Ja poznałem Saigona od jego kawałka "Pain In My Life" z gościnnym udziałem również zaczynającego wtedy i podległego Atlantic rec. Trey Songza. Utwór ten miał przedstawić obu wykonawców szerszej publice i to się akurat udało. "Pain In My Life" miało być pierwszym singlem z szumnie zapowiadanego przez Saigona debiutanckiego albumu "The Greatest Story Never Told". No właśnie i to będzie punkt programu; "The Greatest Story Never Told", czyli projekt zapowiedziany już 2005 roku.
Kawałek ten nagrany jeszcze pod szyldem Atlantic Records narobił trochę szumu wokół młodego rapera, ze względu na podobieństwo rapu, poziomu umiejętności oraz tematów poruszanych zaczęto nawet nazywać go nowym Jay'em-Z i dlatego też wytwórnia nie chciała odpuścić mu kontraktu i groziła wydaniem materiału z "The Greatest Story Never Told" pod swoim szyldem i bez żadnej ingerencji głównego wykonawcy. Saigon olewał to i nadal nagrywał mikstejpy oraz przede wszystkim pisał materiał na swój debiut. Wydał wtedy mikstejp "Welcome To Saigon" oraz bardzo dobrze przyjęty przez krytyków zajebisty singiel "C'Mon Baby" z udziałem Swizz Beatsa i samego Jay'a-Z. Kolejny raz bardzo dobra jakość Saigona nie sprzedała się. Wydany w 2007 roku jeszcze pod szyldem Atlantic klip z dwoma legendami Ruff Ryders i Rocafella nie poprawił sytuacji. Na fali wówczas byli już inni raperzy, m.in. Maino (który obecnie również został zapomniany). Kiedy już i tak mało kto interesował się poczynaniami brooklyńskiego mc, miał miejsce duży incydent pomiędzy Saigonem, a członkiem legendarnej grupy Mobb Deep, a mianowicie Prodigym. Wiele nagrań zamieszczonych na youtubie pokazywało głównego bohatera dzisiejszego artykułu uderzającego kilkakrotnie w twarz członka ekipy z Queensbridge. Sami zobaczcie video:


Następnie przyszedł czas na zrealizowany w 24 godziny wspólny projekt Saigona z Statik Selektah. Materiał  "All Days in Work" nie powalił na kolana i w środowisku hip-hopowym przeszedł bez echa. Mimo wszystko kilka perełek dało się tam znaleźć. 
Można było wówczas zauważyć tendencję spadkową sfrustrowanego realiami przemysłu muzycznego rapera. Zniechęcony do wydania debiutanckiego albumu był gotowy obrać całkowicie niezależny, undergroundowy kierunek w hip-hopie. Na szczęście dla jego fanów po bardzo długim okresie całkowitej suszy wydawniczej ze strony Saigona oficjalnie ogłoszono datę premiery oczekiwanego już 5 lat debiutu "The Greatest Story Never Told". Artysta podpisał kontrakt z Suburban Noize Records, niezależną wytwórnią specjalizującą się w punk-rocku oraz podziemnym hip-hopie. Wydawali oni wtedy m.in. La Coka Nostrę oraz Glasses Malone'a. Album ukazał się na półkach 15 lutego 2011 roku. Został on wypuszczony w obieg bez jakiejkolwiek promocji, wydawało mi się wtedy, że Saigon wydał go tylko po to, żeby mieć już tą całą szopkę za sobą. Wydawnictwo okazało się w moim odczuciu genialne. Świetny spójny album bez słabych punktów. Głowny producent płyty, legendarny Just Blaze, spisał się znakomicie tworząc klimatyczny album, którego słuchając można było czuć, że jest się w Nowym Jorku. Na liście producentów można również zobaczyć nawet Kanye Westa oraz Buckwilda, a wśród rapujących gości Jay'a-Z, Swizz Beatsa (obydwoje występują w wydanym kilka lat wcześniej wydanym singlu "Come On Baby"), Q-Tipa, Bun B, Devina The Dude Faith Evans czy Marsha Ambitiouns. Wszystko wskazywałoby, że album z takimi gośćmi i z taką warstwą muzyczną powinien odnieść mega sukces komercyjny. Nic bardziej mylnego. Saigon z "The Greatest Story Never Told" zadebiutował na 61 miejscu listy Billboard z sprzedażą 11 000 kopii albumu w pierwszym tygodniu. Po miesiącu ogólna liczba sprzedanych albumów wynosiła zaledwie 19 tysięcy. Nie wiem jak wy, ale ja po takim czymś, nie zważając na miłość do muzyki, rzuciłbym ten cały biznes w chuj.
Saigon jednak tego nie zrobił. Niewiele ponad rok po wydaniu debiutanckiego albumu wydany został już drugi pt. "The Greatest Story Never Told Chapter 2: Bread And Circuses". Wydany materiał bez jakiejkolwiek zapowiedzi, a co dopiero zapowiedzi okazał się totalną klapą. Okazał się po prostu dużo gorszy od pierwszej części pod względem muzycznym. Produkcją nie zajął się Just Blaze, a wśród gościnnych zwrotek jedyną godną zapamiętania jest zwrotka Stylesa P z "Not Like Them". Album sprzedał się też bardzo słabo. W pierwszym tygodniu nie sprzedano nawet 3 tysięcy kopii. 
Od wydania "THGSNT2" minął już prawie rok i od tamtej pory nie słyszałem żadnego materiału od Saigona. Niedokładnie sprawdzałem? Nie, to raper z Brooklynu chyba już zaniechał prób wybicia się ponad szereg podrzędnych mc, którzy nigdy już nie zaistnieją na scenie hip-hopowej czymś wyjątkowym. Według mnie Saigon jest idealnym przypadkiem zniszczonej przez wytwórnie kariery. Mógł zdziałać dużo, wydany świetny debiut dawał promyk nadzieji, lecz w spotkaniu z brudną rzeczywistością Saigon przegrał bitwę.







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz