niedziela, 9 czerwca 2013

A$AP ROCKY W WARSZAWIE - RELACJA + FOTO & VIDEO


A$AP ROCKY w Warszawie. Naprawdę duże wydarzenie dla chyba każdego fana nowych brzmień prosto z USA, a konkretniej z Nowego Jorku. Ciężko było do tej pory w Polsce o koncert hip-hopowy tak dużego kalibru, nie licząc występów raperów na festiwalach. A$AP Rocky w Stanach oraz wśród bardziej ogarniętych słuchaczy zdobył bardzo szybko dużą popularność po wydaniu mikstejpu "LiveLoveA$ap". W Polsce szersze grono ludzi zaczęło się nim jarać i "wrzucać na tablicę" po sukcesach "Goldie" i "Fuckin Problems". Kupując bilety bałem się, że na koncercie 90% publiczności to będą gimbusy idące na to wydarzenie jedynie ze względu na hajp, swag, foty na instagramie itp itd. Zawiedziony koncertem Wiza Khalify z tamtego roku podczas Openera miałem też nadzieję iż Asap zagra dłużej niż godzinę. Czy się pozytywnie rozczarowałem, czy też nie, oraz moje ogólne odczucia odnośnie koncertu przeczytacie klikając w "Czytaj Więcej".

 A$AP odegrał show w Palladium, teatrze mieszczącym się w samym centrum Warszawy w ramach trasy koncertowej promującej  "LongLiveAsap" . W piątek od rana było zajebiście gorąco. Momentami w centrum dochodziło pewnie nawet do 30 stopni. 
Palladium było zapchane po same brzegi. Ilość ludzi na płycie i balkonie zdecydowanie przekraczała limit i naprawdę można było to odczuć. Atmosfera była bardzo gorąca, w środku była po prostu sauna. Po aferach w Londynie, gdy A$AP stracił zegarek oraz w Dortmundzie, gdy zabrano mu czapkę byłem ciekaw czy ktoś z publiczności w Polsce też będzie chcieć zaistnieć na youtubie czy okażemy trochę kultury. 
Przed występem lidera A$AP Mob grano wiele najgorętszych bangerów ostatnich lat. Future, Trinidad James, 2 Chainz, DJ Khaled czy Young Jeezy rozpierdalali głośniki. Otoczony rzeszą swaggerów, 15 letnich dziewczyn oraz gimbusów czułem się jednak jakbym był jedynym, który wie, jaki track jest właśnie grany, a tym bardziej jedynym, który zna słowa. Po rozbrzmieniu "Female$ Welcomed" Trinidada słyszałem na przykład zachwyty typu "ale fajny dubstep!".
Około 20:45 na scenę wpadł Joey Fatts i zaczął rozgrzewać publikę, która mimo strasznej duchoty i gorąca bawiła się naprawdę bardzo dobrze. Kilku gimbusów raz po raz rzucało się wyzwiskami, lecz spory były szybko rozstrzygane.

W końcu, około godziny 21:40, na scenie zjawił się wyczekiwany przez wszystkich, ubrany jakby dopiero wrócił z planu klipowego "Wild For The Night" ,Rocky. Już na początku wszedł z zajebistą energią wykonując "Long live Asap", a następnie mój ulubiony jego kawałek "Wassup". Pierwszym zdaniem jednak, które wypowiedział na scenie było "Damn it's so hot in here". A$AP bardzo dobrze zróżnicował dobór utworów na koncert. Nie było głupich przejść, przed każdym kolejnym kawałkiem tworzył nastrój i potęgował ciekawość, co do jego tytułu. Klimatyczne światła, raz jasne migające, a raz fioletowe (everything is purple) również wprowadzały odpowiedni nastrój. Tłum żywiołowo reagował na każdy kolejny utwór, a największa euforia była przy energicznym "Wild For The Night" oraz przy pierwszym hicie rapera, czyli "Peso". Dziewczyny piszczały, gdy ściągał koszulkę, wszyscy machali rękoma w rytm muzyki, a A$AP Twelvy zrobił nawet mały crowdsurfing po którym obolały zniknął ze sceny na chyba 10 minut. Chcący trochę ochłodzić mokrą od gorąca widownię Asap przez dobre 10 minut rzucał w publiczność ręczniki oraz butelki z wodą. 
Większość kawałków zaprezentowanych przez Asapa była z debiutanckiego "LongLiveA$AP" i ku mojemu rozczarowaniu tylko 3 z "LiveLoveA$AP".  Oprócz wspomnianych wcześniej było również "Pussy Money Weed", "Goldie", "Jodye", "Purple Swag" czy "Hands On The Wheel" z repertuaru Schoolboya Q. Koncert zakończył w zajebistym stylu zapraszając około dziesięciu fanów i napalonych (beka) fanek na scenę i odgrywając "Fuckin' Problems" oraz "Work" z repertuaru A$AP Ferga. Zabrakło mi wielu kawałków. Brakowało mi przede wszystkim "Demons" , "Palace", "Bass",  "LVL", "Fashion Killa", czy chociażby jednej zwrotki z "1 Train" lub "Ghetto Symphony". Trwający jednak niewiele ponad 40 minut koncert rapera pod tym względem zawiódł. Trzeba przyznać, że było naprawdę intensywnie i gdyby nie ta przerwa na rzucanie butelek z wodą to pewnie wielu ludzi by tam po prostu odpadało. Mimo wszystko liczyłem na show trwające chociaż niewiele ponad godzinę. Widocznie ogólnie panująca sauna w Palladium oraz bardzo napięty grafik koncertów rapera z Harlemu to uniemożliwiło.

Teraz pozostaję mi tylko czekać na lato i występy Kendricka Lamara, Nasa oraz Wu-tangu, na których też będę miał zaszczyt gościć. Oby jak najwięcej takich gigów w coraz bardziej rozwijającej się hip-hopowo Polsce.








ZDJĘCIA & VIDEO 
nieprofesjonalne, robione iphone'em, ale też dają radę

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz